Małgorzata Gąsiorowska

Go to content
Back to articles list

Małgorzata Gąsiorowska, teoretyk i krytyk muzyczny, redaktor muzyczny Polskiego Radia

Ja Krzysia poznałam – mogę powiedzieć – dzięki Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu i jego III Symfonii, tzn. nie osobiście, ale zdarzyło się, że napisałam do „Ruchu Muzycznego” artykuł o III Symfonii… Był to taki czas, kiedy środowisko muzyczne było bardzo podzielone w opiniach na temat tego dzieła – panował jeszcze taki duch „awangardowej poprawności” i establishment muzyczny bardzo krytykował Góreckiego, natomiast była grupa ludzi w Krakowie, w otoczeniu profesora Tomaszewskiego, która się zachwyciła Góreckim i III Symfonią, widząc w niej jakieś nowe drogi, nowe wartości. Ja napisałam artykuł w tym samym duchu i wiem to od prof. Tomaszewskiego, że Krzysztof Droba zwrócił na to uwagę – przepraszam, że mówię o sobie, no ale tak to się zaczęło. I powiedział: „Ona jest nasza! Trzeba ją zaprosić”. No i rzeczywiście, od tego czasu datują się moje bliskie związki i potem przyjaźnie z całą szkołą krakowską. I z Krzysiem Drobą też, dlatego że dzięki jego fascynacjom litewskim zapraszał mnie również na sesje poświęcone rodzinie Bacewiczów (a jak wiadomo brat Grażyny Witold czyli Vytautas, uważał się za Litwina). Tak że uczestniczyłam w wielu sesjach, na których również Krzysztof wygłaszał bardzo wspaniałe, erudycyjne teksty. Wtedy właśnie zauważyłam, że żeby poznać i docenić Krzysztofa, to trzeba go było poznać w działaniu. Bo my tak w tej chwili wspominamy go i wyrażamy żal, że nie ma go już między nami, a ktoś z zewnątrz może powiedzieć: „no, ale napisał niewiele”. Oczywiście – artykuły, na przykład na temat III Symfonii: w kilka tygodni po moim tekście napisał piękny artykuł Droga do sensu tragicznego, ale w sumie napisał niewiele książek, wywiady z prof. Tomaszewskim, z Knapikiem, mnóstwo artykułów zamieszczanych również w prasie litewskiej… Żeby poznać i docenić Krzysztofa to trzeba go było naprawdę poznać w działaniu: nie tylko w trakcie jego wypowiedzi seminaryjnych, ale przede wszystkim, że tak powiem, między wierszami… Pamiętam takie wieczory w Baranowie, kiedy zbieraliśmy się w jakimś pokoju, no i Krzysztof wtedy brylował. Oczywiście były to dyskusje na poważne tematy, ale były również sytuacje, kiedy on na przykład parodiował wielkich naszych kompozytorów czy muzykologów, tak przerysowywał pewne sytuacje i pewne postaci – no i było to wspaniałe, to był po prostu kabaret. Kabaret literacki, bo Krzysztof to był aktor – on tak potrafił kreować różne sceny, że po prostu słuchało się tego z wielką przyjemnością, bawiliśmy się wielce. Ale w tym również była zawarta cała jego błyskotliwa inteligencja – umiejętność kojarzenia różnych faktów z historii kultury, z historii w ogóle. Był niebywały w tym wszystkim. To był taki typ, więc tak sobie myślę, że to był taki typ sokratejski. To był Sokrates, który nie na placach, ale właśnie w różnych takich sytuacjach pozakoncertowych i pozaseminaryjnych objawiał całą swoją niezwykłość.