Šarūnas Nakas

Go to content
Back to articles list

Šarūnas Nakas, kompozytor litewski, eseista, kurator, filmowiec

Krzysztof Droba w jakimś sensie zmusił mnie do tego, żebym mówił po Polsku. To dzięki niemu opanowałem ten język. Dziś brakuje mi praktyki i wiele zapomniałem. A poznaliśmy się w 1983 roku po jednym z koncertów organizowanych przeze mnie w Wilnie. To była jedna z pierwszych wizyt Droby w naszym mieście. Później spotkaliśmy się w 1987 roku w Warszawie, kiedy po raz pierwszy pojechałem na festiwal „Warszawska jesień”. Znalazłem się wówczas w bardzo doborowym towarzystwie, w którym oprócz Krzysztofa Droby byli m.in. Osvaldas Balakauskas i Bronius Kutavičius. Droba objął wtedy swego rodzaju patronat nade mną. Wiedział, jak wieloma rzeczami się interesuję i że może być moim przewodnikiem. On mówił po polsku, ja początkowo łamanym polsko-rosyjskim. Później już całkiem nieźle mówiłem po polsku. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań. Nie tylko muzycznych. A jednym z ciekawszych był tzw. tunel do Polski, który tradycyjnie był dla Litwy oknem na świat. Polskę i Litwę dzieliła wówczas nie tylko granica militarna, była też między nami granica mentalna. Krzysztof Droba od początku zasypywał mnie pytaniami o resentyment do Polski. Początkowo nawet nie wiedziałem, jak mam reagować, bo Krzysztof wyobrażał sobie, że jeżeli Litwin jedzie do Polski, to automatycznie musi mieć dużo pretensji, i to w każdej dziedzinie. Ale w moim przypadku tak nie było. Absolutnie byłem wolny od tego rodzaju napięć. Właśnie dlatego było nam ze sobą ciekawie rozmawiać. Stałem się dla Krzysztofa źródłem wiedzy o tym, że istnieją tacy Litwini, dla których zaszłości historyczne nie są sprawą konfliktową. Pojawiła się możliwość realizowania wspólnych projektów. Już rok później – jesienią 1988 roku – Krzysztof Droba zorganizował jeden ze swych festiwali w Sandomierzu. Pojechałem tam ze swym zespołem owej muzyki. To był nasz pierwszy wyjazd na zachód, bardzo dla nas ważny. Mieliśmy dużo koncertów, wiele sukcesów i niemało niespodzianek. Dla przykładu: Krzysztof, nie uprzedzając mnie, wsadził mnie do samochodu i zawiózł do biskupa, do seminarium. Wchodzę tam i widzę około setki osób, kleryków, a Droba powiedział im, że opowiem im o Litwie. Krzysztof potrafił reżyserować różne sytuacje życiowe – czasem były to szokujące niespodzianki. To była jedna z jego ciekawych cech. Mimo że czasem sprawiał wrażenie pasywnego obserwatora, który sam nic nie robi, tylko pozawala, by wypadki toczyły się same, a on je z dystansem obserwuje, z nieodłącznym papierosem w ustach, był tak naprawdę duchem sprawczym. Dialogi z nim były bardzo specyficzne. Umiejętnie potrafił ukrywać swoją opinię na jakiś temat, po to, by mieć możliwość manewru – by zaatakować niczym strateg wojenny. Uważam, że miał fenomenalne słownictwo. Używał mnóstwa sformułowań rzadko używanych we współczesnej mowie – to dowodziło jego oczytania w dziedzinie teologii, zwłaszcza wyrafinowanej eseistyki. Miał też bardzo artystyczną intonację. Absolutnie z niczym nie da jej się pomylić. Wpływ Krzysztofa Droby na kompozytorów litewskich był przeogromny. Odkrył muzykę i kulturę litewską dla Polski, a przez to i dla reszty świata. Mówię o okresie lat 1980–1995. Dzięki Polsce artystów litewskich dostrzegali ludzie z Europy Zachodniej. Krzysztof Droba był dla nas – wówczas młodych kompozytorów litewskich – ogromnie ważnym inspiratorem.