„Młodzi Muzycy Młodemu Miastu” w Stalowej Woli - Krzysztof Droba

Przejdź do treści
Powrót do listy artykułów

„Profile” rozmawiają z Krzysztofem Drobą – starszym wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie

„Profile”: Prosimy opowiedzieć naszym czytelnikom o genezie tej imprezy.

Krzysztof Droba: W dniach od 17 do 20 maja br. festiwal „Młodzi Muzycy Młodemu Miastu” odbędzie się już po raz piąty. Kiedy przed pięcioma laty Anna Kochan – ówczesny kierownik Wydziału Kultury Miasta i Powiatu w Stalowej Woli, a obecnie dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Tarnobrzegu – zwróciła się do mnie z propozycją zaprojektowania skromnego festiwalu muzycznego, któż z nas wtedy przypuszczał, że impreza, którą ochrzciliśmy hasłem „młodzi muzycy – młodemu miastu” będzie miała dłuższy żywot!? Festiwal rodził się na gruncie życia muzycznego w Stalowej Woli, życia skupiającego się wokół ambitnie kierowanej przez dyr. Henryka Łabędę szkoły muzycznej, wokół Zakładowego Domu Kultury czy wreszcie tak swoistej „instytucji”, jaką jest muzykalna i poświęcona muzyce rodzina Kochanów. Warunki koncertowania w Stalowej Woli były dobre – i od paru lat poprzedzających festiwal rozwijała się tu piękna akcja koncertowa o charakterze cyklicznym (pt. „Z muzyką o muzyce”). Na jednym z koncertów wylądowałem w charakterze prelegenta, było to w początkach 1974 roku. No i jak Pani widzi, ten mój przypadkowy (tak wtedy myślałem) kontakt ze Stalową Wolą przerodził się w trwały, zacieśniający się z czasem coraz mocniej, długoletni związek.

Ale o tym, że niedługo spotkamy się na koncertach V festiwalu zadecydowały nie tyle warunki koncertowania w sympatycznej auli PSM. O tym zadecydowali konkretni ludzie, którzy uwierzyli w profil festiwalu. Zapewniło to festiwalowi możność rozwoju, co z kolei pociągnęło za sobą łańcuch inicjatyw. Może przypomnę, że np. z pierwszych doświadczeń festiwalu „MMMM” zrodziła się tak znacząca w polskim (i nie tylko polskim) życiu muzycznym impreza jak Spotkania Muzyczne w Baranowie. Z początku festiwal napotykał wiele przeszkód. Wspominam o trudnościach i bólach, bo pragnę mówić o założeniach imprezy. A więc od początku była to impreza „oddolna”, przez żadną potężną instytucję nie była narzucona czy choćby nawet zalecana; dostrzeżenie czy uznanie przyszły później, po paru latach. W tym miejscu chciałem wyrazić moją gorącą wdzięczność dyr. Annie Kochan: zaakceptowała bowiem model festiwalu, którego realizacja (od początku to jedno było pewne!) nie będzie łatwa. Dziś również mogę powiedzieć, że wspaniałych działaczy społecznych w Tarnobrzeskiem poznałem wielu. Np. w iluż to kryzysowych sytuacjach „podbudowywała” festiwal sekretarz KW – Wiesława Maziakowa!

„P”: Czy formuła festiwalu związana była od początku ze Stalową Wolą?

KD: - Formuła festiwalu wyrasta niejako z miejsca, w którym się odbywa: Stalowa Wola jest miastem młodym, zdominowanym przez młodzież, więc nasz festiwal jest manifestacją artystyczną młodego pokolenia muzyków.

W momencie startu „MMMM”, w powszechnym odczuciu krytyki muzycznej panowała posucha na młode talenty kompozytorskie. Żeby sprzeciwić się takiemu przekonaniu trzeba było wierzyć, że z młodą i najmłodszą generacją kompozytorów polskich nie jest tak źle. Po to powołany został m.in. festiwal „MMMM”. Otóż na stalowowolskiej estradzie debiutowali kompozytorzy zaliczani dziś do czołówki „nadziei muzyki polskiej”. Od pierwszego festiwalu przedstawialiśmy muzykę, która - w moim odczuciu – na to zasługiwała. Muzykę tę zamawialiśmy specjalnie na festiwal i tutaj, w Stalowej Woli była po raz pierwszy wykonywana. Dedykowanymi festiwalowi partyturami można dziś zapełnić małą biblioteczkę. Pierwszym utworem napisanym dla „MMMM” był „Utwór dla Stalowej Woli” Ewy Synowiec. Potem pisali dla nas Anna Mikulska (z Krakowa), Grażyna Pstrokońska-Nawratil (z Wrocławia), Krzysztof Szwajgier (znany ze swej współpracy z teatrem STU), Krzysztof Zgraja (znany jazzman z Katowic), Zdzisław Piernik (z Warszawy); tutaj wystąpili z manifestami muzycznymi malarze Tadeusz Wiktor, Jacek Bukowski i Piotr Kmieć. Jednak po kilku festiwalach ustaliła się trójka kompozytorów uczestniczących systematycznie w imprezie. Ci, którzy w związku z „MMMM” mówili o „nadziejach muzyki”, o „pokoleniu stalowowolskim” tę trójkę mieli na myśli: Eugeniusza Knapika, Andrzeja Krzanowskiego i Aleksandra Lasonia – wszyscy ze Śląska, wszyscy urodzeni w 1951 roku. To ich właśnie po stalowowolskiej prezentacji zaproszono do Baranowa, gdzie na kolejnych trzech „Spotkaniach Muzycznych” wystąpili z koncertami monograficznymi. Dzisiaj każdy z nich może odnotować szereg sukcesów nawet w skali europejskiej; w druku w Polskim Wydawnictwie Muzycznym są ich festiwalowe partytury.

Aleksander Lasoń napisał dla „MMMM”  Koncert na fortepian i trzy taśmy (1976), Muzykę kameralną III (1978); Andrzej Krzanowski Audycję IV (1976), Trzy etiudy na sopran (1977), Sonatę na tubę solo (1978), Eugeniusz Knapik utwór kameralny do tekstu Paula Valéry’ego Tak jak nad brzegiem morza (1977). Knapik doczekał się niedawno wyróżnienia na Międzynarodowej Trybunie Kompozytorów UNESCO i zdobył nagrodę na konkursie kompozytorskim rozpisanym z okazji V festiwalu „MMMM”.

„P”: A jak z wykonawcami?

KD: Z wykonawców trwale związanych z „MMMM” szczególną karierę zrobiła Olga Szwajgier. Mam pod ręką numer jednego z poważniejszych w Europie pism muzycznych (RFN-owska „Musica”, nr 1, 1978), gdzie krytyk zachwyca się Olgą, którą usłyszał gdzieś tam w świecie. W początkach 1975 roku zaproponowałem Oldze występ na I festiwalu z recitalem pieśni Charlesa Ivesa dlatego, że znałem jej cudowny głos. Olga była wówczas bliska rezygnacji z kariery śpiewaczej, jej starania o występy nie odnosiły skutków, no bo też miała „szczęście” do dziwnie głuchych dysponentów estrad. Z jakąż odpowiedzialnością (i tremą) potraktowała ten swój występ na I festiwalu i jakże harmonijny rozwój jej talentu obserwowaliśmy co roku w Stalowej Woli! W dorobku Olgi Szwajgier festiwal „MMMM” to przeszło pięćdziesiąt pieśni Ivesa, które w Polsce wykonane zostały po raz pierwszy. Dzisiaj Olga jest ozdobą festiwali muzyki współczesnej. Tylko w tym roku przemierzy z koncertami kilka kontynentów: od Meksyku po Australię.

„P”: To znaczy, że festiwal był szczęśliwy?

KD: Szczęśliwym startem dla nieznanego kompozytora czy wykonawcy jest taka sytuacja, w której dobry utwór czy dobry występ zostanie zauważony przez kompetentnych „świadków”. Estrada „MMMM” była z założenia miejscem dla muzyków bez tzw. wyrobionych nazwisk. Przygotowywali oni dla festiwalu specjalne programy, częstokroć bez szans na ich powtórzenie gdzie indziej. Proszę zwrócić uwagę, że jest to absolutnie odwrotna zasada od powszechnie praktykowanych. Co roku, od lat pięciu, specjalnie dla Stalowej Woli pracuje kilkudziesięciu muzyków przez kilka miesięcy. I naszym obowiązkiem są działania zapewniające im za ich wielki i bezinteresowny trud to, co nazwałbym szczęśliwym startem, czyli: wdzięczną publiczność, wśród której nie powinno zabraknąć prawdziwych autorytetów ze świata muzyki. Mieliśmy to szczęście, że festiwal „MMMM” pozyskał wielu przyjaciół, że wśród znakomicie reagującej publiczności nigdy nie zabrakło wybitnych muzyków (kompozytorów, krytyków, muzykologów) – ich opinie o festiwalu umożliwiły ten szczęśliwy start kompozytorom i wykonawcom.

„P”: Czy tylko muzyką współczesną zainteresowany jest festiwal?

KD: Festiwal „MMMM” nie ograniczał się wyłącznie do muzyki współczesnej – tutaj współczesność żyje z tradycją. Jednak starania nasze szły w tym kierunku, żeby tradycje muzyki również odkrywać. Stąd na „MMMM” pojawiła się muzyka Charlesa Ivesa czy Mikalojusa Čiurlionisa. Specjalną uwagę poświęcił festiwal Ivesowi. Amerykański kompozytor Charles Ives (1874-1954) dostrzeżony został w historii muzyki w ostatnich latach, dopiero po swojej śmierci, choć twórczość jego pochodziła w większości z pierwszych lat XX wieku. Zdumiewającym zjawiskiem ta twórczość! Zdumiewać może swoim prekursorstwem – koncepcje muzyczne Ivesa zbieżne są nawet z awangardą lat pięćdziesiątych, czyli wyprzedziły ją o lat kilkadziesiąt. Ale nie to zadecydowało o honorowej pozycji Ivesa w Stalowej Woli, gdzie miała miejsce pierwsza tak obszerna prezentacja jego twórczości kameralnej w Polsce (kwartety smyczkowe, sonaty skrzypcowe, utwory fortepianowe; powstał nawet z myślą o II festiwalu cieszący się ogromnym powodzeniem zespół „Ives Songs Band”). Ives wyszedł z głębokiej prowincji amerykańskiej, a dał wartości uniwersalne. Bo będąc piewcą prowincji, zawsze podejmował sprawy ostateczne – wszędzie jednakie! Festiwal „MMMM” wyrósł na prowincji, ale nie chciał być prowincjonalnym festiwalikiem. Według mego rozumienia byłby takim wówczas, gdyby skupił się na pseudowartościach. Nam jednak chodziło o sprawy istotne i nigdy nie mieliśmy skłonności powielania wzorów. Wzory wypracowaliśmy sobie sami. Tak pomyślany festiwal musiał przygotować, wykształcić dla siebie odbiorców. Wstęp na wszystkie imprezy festiwalowe był i jest bezpłatny i to dopiero początek całej akcji.

„P”: Impreza związana jest z systematyczną akcją upowszechniania muzyki?

KD: - Podjęliśmy stałą akcję wychowania odbiorcy. Złożyły się na nią spotkania z młodzieżą prowadzone przez cały rok poprzedzający festiwal, spotkania tematycznie związane z festiwalem. Z młodą publicznością związaliśmy duże nadzieje, wciągnęliśmy młodzież w aktywny udział w festiwalu. Na I festiwalu kursy nowej muzyki prowadziła Ewa Niewalda – były to spotkania, gdzie pewien zasób wiedzy teoretycznej natychmiast spożytkowano w samodzielnych doświadczeniach praktycznych na prostych instrumentach muzycznych. Na II i III festiwalu bardzo intensywnie działał Józef Rychlik – prowadził z młodzieżą kursy muzyki elektronicznej. Do dyspozycji mieli aparaturę elektroniczną ze Studia Elektronicznego PWSM w Krakowie. Efektem tych kursów stały się pokazy prac podczas festiwalu. Kursy Rychlika miały charakter uczącej zabawy w wytwarzanie na syntezatorze dźwięków i komponowanie z nich dłuższych całości. Nie zapomnieliśmy również o najmłodszych. Na IV festiwalu kulminacyjnym punktem stał się koncert pt. „Lutosławski – dzieciom” przygotowywany przez cały rok z dziećmi z przedszkoli i szkół podstawowych w Stalowej Woli przez Helenę Łazarską – docenta PWSM w Krakowie. Ze starszą młodzieżą pracowała natomiast Małgorzata Dziewulska, te z kolei prace miały charakter teatralno-muzyczny. Długofalowo realizowana akcja przygotowania młodego odbiorcy zaowocowała przyjaźniami. I może czymś jeszcze innym, bo np. na ostatniej „Warszawskiej Jesieni” wśród publiczności można było rozpoznać twarze dziewcząt i chłopców ze Stalowej Woli.

„P”:  Jaki jest program aktualnego Festiwalu?

KD: V festiwal „MMMM” będzie czterodniowy, czyli dłuższy od poprzednich o jeden dzień. Program V festiwalu został skomponowany w całości z imprez przygotowanych specjalnie dla „MMMM”.

Na dziesięciu koncertach przedstawione zostaną po raz pierwszy utwory napisane dla Stalowej Woli, a więc: - utwory laureatów konkursu kompozytorskiego (Eugeniusza Knapika z Katowic, Pawła Buczyńskiego z Warszawy, Macieja Negreya z Krakowa i Mirosława Gąsieńca z Wrocławia); - utwory dedykowane nam przez młodych i starszych przyjaciół festiwalu; Krystyny Moszumańskiej-Nazar, Krzysztofa Meyera, Andrzeja Krzanowskiego, Rafała Augustyna. Ponieważ echa festiwalu wyszły poza granice kraju, otrzymaliśmy dedykowane nam utwory lwowskiego kompozytora Andrzeja Nikodemowicza, Broniusa Kutavičiusa z Litwy (nb. Kutavičius będzie miał pełny koncert monograficzny) i amerykańskiej kompozytorki Noy Ain, która dla Olgi Szwajgier skomponowała jej muzyczny Portret. W nurcie Ivesowskim odbędą się dwa koncerty jazzowe – Tomasza Stańki (trąbka) i kwartetu Krzysztofa Zgrai. Z kolei inauguracja i finał festiwalu wniesie element teatralny: festiwal rozpocznie się teatralno-muzyczną wersją Robin et Marion i Historią żołnierza – zakończy spektaklem oratoryjno-operowym z muzyką Pergolesiego w wykonaniu… Tarnobrzeskiej Orkiestry Kameralnej pod dyr. Andrzeja Kucybały, z młodzieżowymi chórami stalowowolskimi przygotowywanymi przez Helenę Łazarską. Planowany jest także spektakl teatralny oparty na muzyce elektronicznej przygotowany z młodzieżą stalowowolską przez Józefa Rychlika i Małgorzatę Dziewulską pt. „Zabójstwo profesora Schlicka”.

Dopołudnia festiwalowe wypełnią kursy muzyki elektronicznej i wykłady prof. Władysława Stróżewskiego i prof. Guya Reibela. Ten ostatni jest profesorem Paryskiego Konserwatorium, gdzie prowadzi klasę kompozycji elektronicznej – przyjeżdża do Stalowej Woli żywo zainteresowany eksperymentalnymi kursami Józefa Rychlika.

„P”: Wiele mówi się o bardzo pozytywnym stosunku Krzysztofa Pendereckiego do Waszego festiwalu?

KD: Artystyczny kształt festiwalu „MMMM” uformowało muzyczne środowisko Krakowa, ściśle – środowisko krakowskiej Wyższej Szkoły Muzycznej, gdzie rektorem jest prof. Krzysztof Penderecki. O jego zainteresowaniu festiwalem świadczy m.in. to, że znalazł w swoim niezwykle napiętym terminarzu czas na prace w jury konkursu kompozytorskiego rozpisanego z okazji V festiwalu. Dowiedziałem się w tych dniach od rektora Pendereckiego, że nosi się z zamiarem prywatnego zamówienia kwartetu smyczkowego u laureata tego konkursu – Eugeniusza Knapika. Klimat panujący w naszym środowisku zawdzięczamy właśnie Krzysztofowi Pendereckiemu. A bez owego klimatu nie byłoby festiwalu „MMMM”.

Wszystko idzie naprzód. Gdy zaczynaliśmy, mówiono nam, że Stalowa Wola jest miastem czterdziestotysięcznym – dziś dobiega do pół setki. Wtedy dyr. Łabęda kierował szkołą muzyczną stopnia podstawowego – dziś prowadzi stworzoną przez siebie średnią szkołę muzyczną. Wtedy nikt nawet nie pomyślał, że będzie tutaj własna orkiestra – na V festiwalu oklaskiwać będziemy Tarnobrzeską Orkiestrę Kameralną. Wtedy żaden kompozytor nie przypuszczał nawet, iż będzie pracował nad partyturą dla Stalowej Woli – dziś komponowanie dla tego miasta nikogo już nie dziwi.

„P”: Może na koniec kilka słów o związkach Pana z tym terenem?

KD: Moje prace przy festiwalu właśnie tutaj, w tych stronach, wiążą się z chęcią zostawienia po sobie czegoś na  s w o j e j   ziemi. Bo moją ziemią jest Rzeszowszczyzna – stąd pochodzę i z tymi stronami jestem silnie uczuciowo związany. „Ślad na ziemi” w dziedzinie, w której działam, jest o wiele delikatniejszej natury, łatwiej ulega zniszczeniu, jest trudniej wymierny. Może jednak coś po festiwalu „MMMM” zostanie?

rozmawiała CECYLIA BŁOŃSKA