Tadeusz Wielecki - Wyrazy - Krzysztof Droba

Przejdź do treści
Powrót do listy artykułów
Tadeusz Wielecki - Wyrazy
Małgorzata Walentynowicz podczas wykonania utworu

W celu obejrzenia filmu zapraszamy na nasz prywatny kanał YouTube:
https://youtu.be/qitTJieRejg

CZĘŚCI:

Meander I
Wykrzyki
Czytanie Pawła
Meander III (prawykonanie)
Dictum
Szept wewnętrzny
Idée fixe (prawykonanie)
Przywoływania
Meander II

WYKONUJE:

Małgorzata Walentynowicz – fortepian, ukulele

KAMERA, MONTAŻ OBRAZU: Dorota Walentynowicz
NAGRANIE DŹWIĘKU: Cezary Joczyn
MONTAŻ DŹWIĘKU: Thomas Wörle
© Małgorzata Walentynowicz, 2021

Najserdeczniej dziękujemy Pani Małgorzacie Walentynowicz za udostępnienie nagrania.

Zapraszamy również do zapoznania się z komentarzem kompozytora w formie listu do Szymona Bywalca (publikacja za zgodą autora i adresata):

Drogi Szymonie,

bardzo dziękuję za mail i Twoje uwagi – ogromnie mi miło, że zechciałeś posłuchać, a na dokładkę jeszcze coś napisać! To z kolei dla mnie radość, bo nie uzurpowałem sobie prawa, żeby oczekiwać chociażby tylko tego pierwszego.

Co do ukulele, jego połączenie z fortepianem jest może niespotykane, ale tak naprawdę nie jest to przecież połączenie we właściwym sensie słowa. W każdym razie nie takie jak skrzypce z fortepianem, czy głos. Ukulele rozszerza tu tylko brzmienie pewnych dźwięków fortepianu. Zamiast ten ostatni instrument rozstrajać (potrzebne mi to było dla wzmożenia "efektu lirycznego"), wolałem użyć innego instrumentu strunowego, a najprostszym do obsługi i łatwo dostępnym wydało mi się właśnie ukulele.

Wyrazy są w pomyśle aluzją do znanych z tradycji cyklicznych form przeznaczonych na instrumenty klawiszowe, wykorzystujących 24 tonacje. Aluzją tylko, bo te miniatury nie są tonalne, każda zawiera jedynie jeden tonalny akord. Czasem jest on łatwo rozpoznawalny, czasem trudniej – zawsze staram się znaleźć inne rozwiązanie dla jego pojawienia się, sposobu funkcjonowania (np. w Idée fixe każdy z szybkich biegników rozpoczyna się akcentowanym dźwiękiem będącym składnikiem akordu Es-dur). Meandry natomiast są rodzajem interludiów, odskoczni, nie zawierają akordu tonalnego, są dynamistatyczne. Np. w Meandrze II obie ręce grają wspólną, repetytywną figurę: najpierw synchronicznie, w tempie 80, następnie  tempa rozchodzą się: podczas gdy prawa kontynuuje tempo 80, lewa gra w tempie 70, po chwili dołącza do niej prawa – następuje synchron w tym tempie wolniejszym, po czym proces zmierza w kierunku przeciwnym, do tempa początkowego. Tu i w ogóle – rzeczywiście trzeba podziwiać Małgosię!

Wyrazy od początku zamierzałem dedykować Krzysztofowi, ale nie chciałem mu o tym mówić, zanim nie skończę utworu.  Zwierzyłem mu się jedynie, a było to w parku w Konstancinie, z pomysłu skomponowania takiego cyklu. Pytałem go, jak uporządkować te części, bo przecież są nietonalne, więc nie ma sensu wg koła kwintowego czy chromatycznie. Pamiętam, że powiedział: „może wg serii dwunastodźwiękowej?”. Jednak ostatecznie był zdania, że powinny decydować aspekty „charakterologiczne”. On też zaproponował (ponieważ chciałem, żeby poszczególne części mogły także funkcjonować niezależnie), żeby nie stosować po prostu numeracji czy tym bardziej nazw tonacji, ale każdej z miniatur ponadawać osobne tytuły o poetyckiej – co jest mi właściwe –  proweniencji. Krzysztof poparł mnie też w całej rozciągłości w tym, że ten znany z tonalnej tradycji układ nie musi i nie powinien być odwzorowywany literalnie. Ma być tylko odniesieniem, aluzją. Bo w zasadniczym pomyśle nie chodziło mi o pedantyczne trzymanie się idei dokładnie 24 części cyklu, tylko o metodę, która by różnicowała elementy większej formy. Czyli o konstrukcję, architekturę. Te wkomponowywane w nietonalną materię akordy tonalne miały być tylko sposobem na jedność w wielości, punktem wyjścia dla tworzenia każdej z części.  

O tym wszystkim gadałem z Krzysztofem. To była dość szczególna sytuacja, bo zasadniczo nie mam w zwyczaju dzielić się z kimś swoimi zamierzeniami kompozytorskimi, zwłaszcza jeśli są dopiero w sferze wyobraźni. Ale w tym wypadku chciałem jakoś z Krzysztofem „nawiązać”, związać go już wcześniej z utworem, który pragnąłem mu poświęcić. Dlaczego chciałem mu poświęcić właśnie ten utwór? Wydawało mi się, że ta idea będzie mu jakoś bliska – może przez jej związki z formą o dużym ciężarze gatunkowym? Nie wiem, czy ta intuicja ostatecznie się potwierdziła. Krzysztof odniósł się do pomysłu z zainteresowaniem, ale bez jakiegoś szczególnego entuzjazmu, który często mogliśmy u niego obserwować. 

A dlaczego odczuwałem chęć, aby Drobie zadedykować jakąś większą pracę? Po prostu z potrzeby odwzajemnienia jego uwagi, którą mi poświęcał. Krzysztof potrafił – co jest  niezwykle rzadką cechą (nawet u ludzi, którzy się przyjaźnią) – niepowierzchownie, wnikliwie przyglądać się, towarzyszyć temu co robisz, co myślisz, kim jesteś. W sensie ogólnym, ale mam tu na myśli przede wszystkim to, co się tyczy twórczości: artystycznej, pisarskiej, innej. Przy czym ta jego uwaga, ku mnie skierowana, nie była jakoś szczególnie afirmatywna, to była uwaga krytyczna (w sensie: opisująca problem). Bogiem a prawdą, nie wiem co o mnie myślał. Ale wiedziałem, że poświęcał mi swoją myśl. 

Nie komentował, nie wyjawiał swoich obserwacji, ale w pewnych sytuacjach nagle mogłeś usłyszeć zdanie, które w samo sedno trafiało w to, co jest charakterystyczne dla twojego działania. W przejawach bardziej oficjalnych, zawodowych, przygotowywał pogłębione analizy (patrz laudacje na cześć Marty Szoki czy Marcina Trzęsioka, gdy otrzymywali nagrody ZKP). Na mniej oficjalnym forum – np. mówione recenzje książek (niezwykłe dla mnie było usłyszeć jego wielopiętrową relację na temat książki Andrzeja Tuchowskiego, którą mi zdał któregoś dnia, a właściwie w nocy, przez telefon). 

Osobiście nigdy nie zapomnę pewnej jego konstatacji dotyczącej mojej osoby, gdyśmy u Ciebie w Kostuchnie siedzieli wespół i gaworzyli w altanie. W pewnym momencie zapadła cisza, w której Krzysztof – ni z tego ni z owego, bo to nie było bezpośrednio na temat – odezwał się: „komentarze Tadeusza do jego muzyki są integralnie z nią związane”. Siedział, nie odzywał się i nagle wypalił coś, co wskazywało na jego głębszy uprzedni namysł, na coś, co sobie wcześniej rozważał. Czyli dowiadujesz się: myśli, czyta, słucha! Nie było z nim tak, że co wpadło jednym uchem, to wypadło drugim. I miał rację, tak jest! Piszę swoje komentarze, traktując je – przeważnie nie zastanawiając się nad tym – jako dopowiedzenie, przedłużenie muzyki, tożsame z nią wyładowanie artystyczne. Sam tego nie umiałbym tak podsumować. Ale on, żeby coś takiego powiedzieć, musiał czytać te komentarze, słuchać tej muzyki i zastanowić się, co to razem znaczy. Poświęcić uwagę. Kompozytor jest człowiekiem działającym w samotności, a sens tego, co robi, gdy jego dzieło jest już wydane na świat, fruwa jak kartka papieru poruszana przypadkowymi powiewami wiatru. A tu nagle dowiadujesz się, że ktoś słucha, co do niego mówisz, a nawet na to odpowiada, podejmuje rozmowę. 

Nie wiem, czy słyszał Wyrazy; Dwójka zdaje się retransmitowała prawykonanie wrocławskie (w 2016 roku, czy nie Ty byłeś wówczas dyrektorem MPN?), lub tylko o nich czytał na blogu Doroty Szwarcman. W każdym razie wspominał mi o podobnym moim utworze. Ale wtedy okazało się, że nie pamiętał tej naszej rozmowy, fakt, że sprzed roku czy roku i pół. Przykrość? Trochę też, siłą rzeczy. Dla mnie ta rozmowa była pamiętna: przecież z uwagą wysłuchał mojego pomysłu i chętnie o nim dyskutował. Ale oczywiście nie było to wyrazem jakiejś fałszywej gry z jego strony. Po prostu często, na co się uskarżał, nie pamiętał konkretnych kwestii, a nawet własnych wypowiedzi z niedawnych rozmów. Miał problem z bezsennością, więc brał potwornie silne prochy, które, jak sam mówił, kompletnie go otumaniały; w Polsce już były wycofane, ale załatwiał je sobie, na pół legalnie, ze Słowacji.

Parę części dopełni jeszcze ten cykl utworów, nie jest on jeszcze zamknięty. Tymczasem wypadło mi opatrzeć go inskrypcją in memoriam...

Wybacz, Szymonie, że się rozpisałem – to stało się trochę niechcący. Nie czuj się w żadnej mierze zobowiązany do reakcji. Chciałem uprzejmie odpisać Ci na mail, a tu w trakcie pisania zaczęły pojawiać mi się w głowie te różne fakty i wspominki, a przecież i z Tobą związane, i zrobiło mi się ich szkoda. A poza tym Droba wciąż nas chyba jakoś dotyczy i nawet po zrobieniu strony o nim nie do końca mam pewność, czy to wyczerpuje temat.

Z najlepszymi życzeniami i pozdrowieniami

Tadeusz