Marek Podhajski - Krzysztof Droba

Przejdź do treści
Powrót do listy artykułów

Poznaliśmy się w Krakowie w początkach lat siedemdziesiątych. Przyjeżdżałem tu często, aby odwiedzić członków rodziny, ale przede wszystkim po to, by uczestniczyć we frapujących spotkaniach teoretyków muzyki, organizowanych w krakowskiej uczelni muzycznej przez Mieczysława Tomaszewskiego.  Moja znajomość z Krzysztofem przerodziła się szybko w przyjaźń i Krzysztof zaczął mnie także odwiedzać w moim domu, w Gdańsku Osowie, w letnim okresie wakacyjnym. Rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy, chodziliśmy na spacery i bywaliśmy w atrakcyjnych turystycznie miejscach Kaszub. Swoistym rewanżem Krzysztofa było zaproszenie mnie, jako obserwatora, na Festiwal muzyczny w Stalowej Woli, zatytułowany „Młodzi Muzycy Młodemu Miastu”, który był organizowany w latach 1975-1979. Byłem dwukrotnie na tym Festiwalu. Tu spotkałem się po raz pierwszy z wieloma młodymi wówczas ludźmi, między innymi z Andrzejem Krzanowskim i Eugeniuszem Knapikiem, którzy, w okresie późniejszym, zaistnieli jako wybitni przedstawiciele polskiej kultury muzycznej. Zachowałem w pamięci niezwykły sukces Krzysztofa -  wzbudzenie zainteresowania muzyką artystyczną u młodych robotników. Zapraszał ich do współpracy nad programem, który będzie obejmował ich własne utwory. Udostępniał im szczególnie atrakcyjną dla nich nowoczesną aparaturę, przywiezioną do Stalowej Woli z krakowskiej uczelni muzycznej. Młodzi odpowiedzieli na tę propozycję z niezwykłym entuzjazmem, a sala w czasie Festiwalu była nie tylko  kompletnie wypełniona,  ale także „nasycona” kompozycjami tych młodych twórców. Sytuacja niezwykła, która wpisała mi się trwale w pamięci.

To nie było bynajmniej jedyne zafascynowanie intelektem Krzysztofa, jego pomysłowością i sprawnością w realizacji swoich planów, związanych z aktywnością organizacyjną. Wspomnę o przejawie tego rodzaju walorów w innej dziedzinie – w refleksji naukowej, związanej z teorią muzyki. Odwołam się tylko do jednego przypadku ich obecności, odkryciem najgłębszych sensów III Symfonii Góreckiego. Dla mnie także szczególnie poruszających.

Bardzo bliska emocjonalnie i intelektualnie jest mi muzyka tej symfonii. Swoją refleksję na temat tego dzieła przedstawia Droba w artykule pt. Droga do sensu tragicznego. Jeszcze o III Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego (Zeszyty Naukowe 3, Akademia Muzyczna w Krakowie, 1978). Czytamy w nim między innymi:

Teksty trzech pieśni III Symfonii to fragment XV-wiecznego „Lamentu świętokrzyskiego” (cz. I), wierszowany napis w celi więziennej (cz. II) i opolska  pieśń ludowa (cz. III). Trzy różne poetyki  zogniskowane wokół tekstu pieśni pierwszej. W doborze podmiotów lirycznych czytelna jest intencja kompozytora podporządkowania wyboru tekstów tematowi cierpienia. Kluczem do przesłania III Symfonii jest część I – gdy zapomnimy o tym, zacieramy głęboki sens utworu. […] W zbiorze tekstów III Symfonii najwyższą pozycję ma pieśń I (cierpienie kosmiczne), niższą – pieśń III (zlaicyzowany, jednostkowy ból). Nie bez powodu najwyższą wagę konstrukcyjną (formalną) ma część I, nie bez powodu czas trwania tej części odpowiada czasom dwóch następnych. Zapominając o tym, np. ignorując znaczenie miejsca w cyklu – możemy odczytać sens tego utworu w kategoriach ogólnohumanistycznych, co byłoby zniekształceniem głębokiego sensu religijnego. Nie jest bowiem tak, że pieśń III laicyzuje temat cierpienia III Symfonii, jest odwrotnie: temat I pieśni sakralizuje temat pieśni III. Sytuację liryczną tekstu pieśni I trzeba osadzić w szerszym kontekście sytuacji dramatycznej misterium pasyjnego. Matka Boża pod krzyżem z Chrystusem to nie jedna z wielu matek, ani Chrystus nie jest jednym z wielu synów. Sytuacja Matki Bożej jest archetypem cierpienia, a męka Chrystusa - wzorcowym wydarzeniem chrześcijaństwa. Kluczem do zrozumienia III Symfonii nie może być zatem śmierć człowieka („synocka miłego”) z pieśni III, skoro w pieśni I mamy śmierć Boga, śmierć, która wstrząsa dla chrześcijanina całym porządkiem kosmosu.              

Przedstawiałem, zarówno muzykę III Symfonii Góreckiego, jak i refleksję Droby na jej temat studentom Wydziału I w gdańskiej Akademii Muzycznej. Także wcześniej wielu przyjaciołom i wyróżniającym się uczniom, w czasie mojej piętnastoletniej pracy w szkole muzycznej w Islandii. Zawsze sama muzyka zaskakiwała słuchaczy swym pięknem, a refleksja Droby – podobnie –  głębokością interpretacji wyrazowej i konstrukcyjnej dzieła. To jeden z wielu przykładów, jak niezwykłą osobowością był Krzysztof, wspaniały organizator i teoretyk muzyki. Dla mnie także – niezapomniany przyjaciel.